⛱️ Moja Mama Mnie Nie Kocha

Jeśli Takie zachowanie trwa przez długi czas, jest to zły znak, że mąż już cię nie kocha. nie powinieneś znosić takiego zachowania, bo na to nie zasługujesz., jeśli dajesz mu całą swoją miłość i uczucie, a on okazuje całkowity brak zainteresowania uczynieniem cię szczęśliwym, taki człowiek nie jest godny bycia w twoim życiu. Nie ma chwilowo(?) zbyt dobrych wiadomości jeśli chodzi o finanse. Moi rodzice kupili 4 lata temu dom, było pięknie, były pieniądze, matka nie piła. Moja mama zdecydowała sie wrócić do Polski i od tego czasu są problemy. Ja mam nerwicę (nie mogę się denerwować, mam dopiero 15 lat) a ona o tym wie ale nic sobie z tego nie robi. Na pytanie o cierpienie dzieci nie ma odpowiedzi. Niezwykłe spotkanie Franciszka z rumuńskimi sierotami odbyło się w Watykanie 4 stycznia przy zachowaniu maksymalnej dyskrecji. Wydarzenia nie odnotowano w oficjalnej papieskiej agendzie z tego dnia. Dopiero teraz dziennik „L’Osservatore Romano” ujawnił przebieg tej poruszającej rozmowy. Kontynuacja opowiadania Jesteś moja. - Jestem Seth. - Przedstawiam sie niebieskowłosej dziewczynie. 15.Chyba mama mnie nie kocha. Wed, Nov 16, 2016. 16. We fly Moja matka kocha siebie. Beata Banasiak-Parzych. 27 stycznia 2016. 16 min. czytania. Na temat Rodzina i związki. Z jednej strony pielęgnujemy przesłodzony obraz matki, która karmi, troszczy się i nigdy nie przestaje kochać. Z drugiej zaś strony gabinety terapeutyczne wypełniają wspomnienia córek o trudnych relacjach z matką. Kiedy ja pytałam czy ma kogoś innego pow nie absolutnie że za bardzo mnie szanuje itd Moja droga przez 3 miesiące tak zapewniał.Mieszkaliśmy razem u moich rodziców pewnego dnia powiedział muszę iść do siebie przemyśleć zagubiłem się nie wiem czy Cie kocham później że nie chce ze mną być i że nie kocha na drugi dzień ze Wszyscy zebraliśmy się na dole ,siedzieliśmy na krzesłach ,a mama podawała jedzenie gdy slończyła usiadła obok mnie. Wszyscy zaczęli jeść oprócz mnie.-Summer nie jesz?-Spytała moja mama.-Nie właściwie to ja chciałabym wam tylko coś powiedzieć-Słuchamy. Kuzynka dobrze znała nasze relacje rodzinne, a ponieważ lubiła mnie bardziej niż Gośkę, chętnie głośno podkreślała jej wady. Jakby chciała, żeby moja mama je dostrzegła. Próżne nadzieje! Ciekawe, że co do moich wad, mamusia mogła je recytować jak „Ojcze nasz”… – To nie była jej wina – oburzyła się teraz. dorastając, Sarah* nie mogła myć włosów ani nosić perfum, makijażu ani dezodorantu. „moje włosy byłyby bardzo przetłuszczające się i zmuszono mnie do chodzenia do szkoły w taki sposób” „Moja mama ciągle powtarzała mi, że brzydko pachnę, że jestem brudny i leniwy. slcl. Reading 3 minViews Mówi się, że członkowie rodziny są najbliżsi, szczególnie mama. No cóż, w końcu nosi dziecko pod sercem dziewięć miesięcy, dba o siebie i swoje nienarodzone maleństwo, nie śpi po nocach, bo w każdej pozycji jest niewygodnie, potem rodzi i oddałaby wszystko dla swojego małego szkraba. Tak właśnie to powinno wyglądać, ale nie w moim przypadku. Ja i moja mama jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, nigdy nie miałyśmy wspólnego języka, cokolwiek działo się źle w moim życiu, nie miałam od niej żadnego wsparcia. Wszystkie moje pomysły od razu gasiła swoim negatywnym podejściem do życia, nic jej się nie podobało, cokolwiek bym zrobiła lub powiedziała. W opinii mojej matki byłam głupim i nieinteligentnym dzieckiem, które nic nie potrafiło i do niczego nie dojdzie, nie rozumiałam, dlaczego tak mnie traktuje. Jednak jak czegoś potrzebowała od razu prosiła mnie o pomoc i nie przyjmowała odmowy. Przynajmniej mój tata mnie kochał i wspierał, zawsze na niego mogłam liczyć, byłam jego ukochanym dzieckiem. Mieszkał osobno, byli z matką po rozwodzie, po kilku latach ich małżeństwo się wypaliło, płacił na mnie alimenty, z których nawet nie dostawałam kieszonkowego. Po pewnym czasie postanowiłam wyjechać z rodzinnego miasta do stolicy, w poszukiwaniu lepszego życia i osobistego szczęścia. Jak tylko moja mama się dowiedziała, od razu wpadła w histerię, zaczęła mówić słowa, których nie zapomnę do końca życia. Powiedziała mi, że jej głównym powodem, dla którego mnie przy sobie trzymała, były pieniądze, które płacił na mnie mój ojciec. Nie mogłam w to uwierzyć, to mówi matka, która urodziła i wychowała własne dziecko? Po tych słowach jeszcze bardziej chciałam wyjechać i zrobiłam to. Teraz mieszkam w pięknej stolicy, mam własne, duże mieszkanie, firmę, dwoje dzieci i wspaniałego męża. Kiedy mama mówiła, że do niczego w życiu nie dojdę, zatykałam uszy i wmawiałam sobie, że to nie prawda. Miałam rację, uwierzyłam w to, że moje życie kiedyś będzie inne i tak się stało. Kocham moje dzieci i męża ponad wszystko, nie wyobrażam sobie bez nich mojego życia. Nasz ojciec zawsze faworyzował moją siostrę. Już jako mała dziewczynka wyraźnie to zauważałam. Tata brał Ewę na kolana i mówił, że jest jego małą księżniczką. Mnie nigdy nic takiego nie powiedział, ja byłam dla niego tak jakby przy okazji, obok Ewy. Byłam, więc należało mnie ubrać i dać jeść. Chodziłam do szkoły, więc musiał kupić mi książki i tornister. Wszyscy dostawali prezenty na Gwiazdkę, więc ja też. Nigdy jednak nie okazywał mi takiego zainteresowania jak Ewie. Kiedy miałam może z siedem lat, zapytałam mamę, dlaczego tata mnie nie kocha. Mama popatrzyła z dziwnym wyrazem twarzy i gwałtownie zaprzeczyła. – Ależ co ty mówisz, Małgosiu? Tata kocha was obie jednakowo. – To dlaczego tego nie widać? Mama przytuliła mnie wtedy mocno i zaczęła mi tłumaczyć, że to tylko tak mi się wydaje, że ja jestem najstarsza, więc tata ode mnie więcej wymaga. – Ewa jest jeszcze mała i głupiutka. Poza tym zawsze była taka delikatna, drobniutka, dlatego tata ciągle się o nią martwi. Słuchałam tego i już wtedy wiedziałam, że to nieprawda. Ewa była młodsza, fakt, ale tylko o dwa lata. I nigdy nie była drobniutka ani chorowita. Od urodzenia umiała walczyć o swoje i w pełni zdawała sobie sprawę, że jest ulubienicą tatusia. Tylko Ewa zawsze była po mojej stronie! Ze wszystkich sił starałam się zaskarbić sobie względy ojca, zasłużyć na choćby najmniejszą pochwałę. Pisałam najładniej ze wszystkich dzieci w pierwszej klasie, moje literki były równiutkie i nigdy nie wychodziły za linijkę. Każdą czytankę powtarzałam tyle razy, że w szkole umiałam je prawie na pamięć. Chwaliła mnie jednak tylko wychowawczyni, babcia, no i czasem mama. Ja jednak uparcie krążyłam wokół ojca. – Tatusiu, zobacz, czy ładnie napisałam? – podtykałam mu zeszyt. – Ładnie, ładnie, nie przeszkadzaj – opędzał się ode mnie ojciec. W takiej sytuacji właściwie powinnyśmy się z Ewą znienawidzić, ale my się kochałyśmy. Bardzo się od siebie różniłyśmy. Ewa była podobna do taty, ja, właściwie nie wiadomo do kogo. Mama twierdziła, że do dziadka Franka, ale on od dawna już nie żył, a na zachowanych zdjęciach był starszym panem z wąsami i ja żadnego podobieństwa dopatrzeć się nie umiałam. Moja siostra zawsze była przebojowa i pewna siebie, ja raczej wycofana i pragnąca akceptacji. To Ewa dawała mi najwięcej wsparcia i uczucia. Kiedy miałam dwanaście lat, a Ewa dziesięć na świat przyszedł nasz młodszy brat Antoś. Rodzice nagle oszaleli na jego punkcie, my obie zresztą również. Jednak pomimo tego, że w rodzinie pojawił się syn, Ewa nadal pozostała księżniczką tatusia. Rodzice nagle podzielili się młodszymi dziećmi, Ewa należała do taty, Antoś do mamy, a ja byłam tak naprawdę niczyja. – Babciu – zapytałam kiedyś babcię Marysię – czy ja jestem adoptowana? – O czym ty mówisz, dziecko? – oczy babci zrobiły się ogromne. – Kto ci takich rzeczy naopowiadał? – Sama wymyśliłam. Rodzice kochają tylko Ewę i Antka. Poza tym jestem taka inna, do nikogo niepodobna. – Głupoty opowiadasz, tyle razy ci mówiłam, że jesteś podobna do dziadka, a że go nie pamiętasz, to już nic nie poradzę. – Aj tam do dziadka. Widziałam zdjęcia, wcale nie jestem do niego podobna. Babcia się roześmiała, z głębi szafy wyciągnęła pudełko po butach, a z niego stare zdjęcia. – Zobacz – podała mi pożółkłe fotografie młodego chłopaka na koniu – to twój dziadek Franek, jak był młody. Przyglądałam się uważnie, może i byłam trochę podobna, ale niedużo. – E tam! – zniechęcona odłożyłam zdjęcie i postanowiłam więcej się nie dopytywać, bo nic z tego nie wynikało. Chciałam tylko, żeby się mną zainteresował Kiedy poszłam do liceum, zaczęłam się buntować. Zamiast jak dotąd starać się ze wszystkich sił, żeby być najlepszą uczennicą, zaczęłam chodzić na wagary, zrobiłam sobie kolczyk w nosie i tatuaż na łopatce. Za ten tatuaż mama o mało mi nie wlała. Ewka mnie uratowała. – Mamuniu, proszę cię – wpadła pomiędzy nas. – Mamuniu, ona to z głupoty zrobiła. Mamie ręce opadły, popatrzyła na nas obie z rozpaczą w oczach. – Powiem ojcu, jak wróci, zobaczysz tym razem spuści ci lanie – krzyknęła i wyszła do kuchni. – Gośka, czyś ty zupełnie zwariowała, po co ci to wszystko? – Ewie drżał głos. One nic nie rozumiały, ja naprawdę chciałam, żeby tata się zdenerwował, żeby mnie skrzyczał, może nawet mi przylał, ale żeby w końcu mnie zauważył. Znowu się jednak przeliczyłam. Mama rzeczywiście naskarżyła, ale ojciec niewiele się przejął. – Daj spokój – mówił do mamy. – Przestań się aż tak przejmować, poszaleje, poszaleje i uspokoi się. – Gdyby na jej miejscu była Ewa, inaczej byś mówił. Tata już więcej się nie odezwał, ale do mnie jasno dotarło, że mama również widziała różnicę, z jaką tata traktował mnie i Ewę. Po maturze ustaliłyśmy z przyjaciółką, że wyjeżdżamy do Dublina, do pracy. Powiedziałam o tym w domu w ostatniej chwili. Mama ostro zaprotestowała, ale ja czekałam na reakcję ojca. – Przecież miałaś iść na studia, ze wszystkiego chcesz rezygnować? – próbowała mnie przekonywać mama, a kiedy uparcie milczałam, zwróciła się do ojca. – Adam, powiedz jej coś. – Ja uważam, że to jest całkiem niezły pomysł – odezwał się tata. I w tym momencie byłam już pewna, że wyjadę. Początkowo chciałam tylko trochę popracować i wrócić. Jednak po kilku miesiącach jakoś przestałam sobie wyobrażać, że mogłabym znowu zamieszkać w domu. Tęskniłam za nimi wszystkimi, chyba najbardziej właśnie za ojcem. Ale on nawet do mnie nie zadzwonił, właściwie nie rozmawiał ze mną od mojego wyjazdu. Czasem, kiedy rozmawiałam z Ewą na Skypie zajrzał jej przez ramię i zapytał, co tam u mnie słychać. Po roku pracy w Dublinie poznałam Alana, a po kolejnych dwóch latach wyszłam za niego za mąż. Wtedy też podjęłam decyzję, że chyba zostanę tu na zawsze. Kochałam męża, a od swojej rodziny oddaliłam się już o lata świetlne. Wypadek rodziców spadł na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba. Wracali z wakacji, zderzyli się z ciężarówką, której kierowca wyprzedzał na trzeciego. Zginęli oboje. Cud, że nie było z nimi Antka. Mój najmłodszy brat po raz pierwszy wywalczył sobie wtedy wyjazd na obóz sportowy. Miał dopiero trzynaście lat, poza wszystkim innym musiałyśmy z siostrą zapewnić mu opiekę. Proponowałam, że zabiorę go do siebie, ale nie chciał, wolał zostać z Ewą. A jednak przeczucia mnie nie myliły! Od śmierci rodziców minęło już kilka miesięcy, zdążyłam się nawet trochę otrząsnąć, kiedy Ewa zadzwoniła do mnie pewnego dnia wieczorem i zmienionym głosem powiedziała: – Musisz przyjechać, Gośka. – Stało się coś? – szepnęłam. – Stało się coś Antkowi albo babci. No mów wreszcie. – Nic się nie stało. Znalazłam coś w rzeczach mamy, muszę ci pokazać. – Nie możesz mi powiedzieć przez telefon? – Nie. Uparła się, nic nie chciała mi zdradzić. Twardo powtarzała, żebym przyjechała. W rzeczach mamy znalazła luźne, zapisane kartki. Tak jakby mama zaczynała pisać pamiętnik albo listy do kogoś. Z tych zapisków dowiedziałam się, że moja mama dwa miesiące przed swoim ślubem została napadnięta w parku, i zgwałcona. Miała już wtedy ustaloną datę ślubu. Tata tak bardzo ją kochał, że ożenił się z nią, mimo że zaszła wtedy w ciążę. „Nikomu oprócz Adama nie powiedziałam ani słowa, nie chciałam, żeby moja córka wychowywała się z piętnem” – pisała mama, a ja czytałam i łzy spływały mi po twarzy. – Więc to dlatego… – wyszeptałam. – Dlatego tata nigdy mnie nie kochał. – Daj spokój – Ewa usiadła obok mnie i ścisnęła moją rękę. – Tata cię kochał. – Wiesz, że to nieprawda. – Gdyby cię nie kochał, nie trzymaliby tego z mamą w tajemnicy. – Głupia jesteś, Ewa, on kochał mamę i dla niej to robił, nie dla mnie. – I tak jesteś moją siostrą. – Przyrodnią. Ewka machnęła ręką, jakby chciała zaznaczyć, że to nie ma znaczenia. – Powiedz raczej, czy powiesz babci. Pokręciłam głową. Mama mojej mamy miała już siedemdziesiąt pięć lat. Jeśli do tej pory nic nie wiedziała, to dziś ta wiedza nie była jej już do niczego potrzebna. – Może kiedyś powiem Antkowi, ale jeszcze nie teraz. Babci nie będziemy nic mówić – zdecydowałam. Dwa dni później wróciłam do Dublina. Dopiero w ramionach Alana wypłakałam cały swój żal i poczucie krzywdy. Teraz już rozumiałam, dlaczego tata mnie nie kochał, ale ja przecież nie byłam niczemu winna. Wciąż pamiętałam małą dziewczynkę, która usilnie zabiegała o odrobinę jego uwagi i kochała go chyba najbardziej ze wszystkich jego dzieci. Małgorzata, 25 lat Czytaj także: „Syn nigdy mi nie wybaczył, że wyrzuciłem go z domu. Marzyłem o poznaniu swoich wnuków, ale tylko żona miała z nimi kontakt” „Nasza niania gadała przez telefon, zamiast zajmować się dzieckiem. Kiedy zaczynało płakać, wynosiła je do innego pokoju!” „Migałam się od alimentów, moje dziecko mnie nie interesowało. Ale spotkało mnie coś, co zmieniło wszystko” Dla jej matki szklanka jest zawsze do połowy pusta. A może nawet w ogóle jej nie ma, potłukła się w kolejnej awanturze. I Ada, jedyna córka, też jest niepełna. – Nigdy nie spełniałam jej oczekiwań, chociaż chciałam. Tylko że te oczekiwania ciągle się zmieniały. Starałam się odgadnąć, czego ode mnie chce danego dnia, bo to się zmieniało codziennie, ale nigdy mi się nie udawało – mówi Ada. Niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję sięTata to był temat tabuNie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwaNie czuję z matką żadnej więzi Adę (imię zmienione) znam już od jakiegoś czasu, poznałyśmy się przez wspólnych znajomych. Fajna dziewczyna, otwarta, wygadana, z gatunku tych, które nie owijają w bawełnę. A przy tym ciepła i troskliwa, od razu wpadło mi w oko, że ma dobre relacje z dojrzewającą córką. Gdy spotykamy się w kawiarni, żeby porozmawiać o jej relacji z matką, mówi trochę niepewnie: – Nie wiem, czy do czegoś ci się to przyda. W moim domu nie było przecież bicia, alkoholu, przemocy jako takiej… Ale z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej przekonuję się (i sama Ada chyba też), że sprawdza się stara prawda: rany na duszy bolą nie mniej niż na ciele. Niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję się Najwcześniejsze wspomnienia Ady to zapach szpitala, cztery ściany separatki, samotność przerywana jedynie wizytami panów w bieli, przychodzący wraz z nimi ból i strach. – Miałam bardzo poważne problemy ze zdrowiem, cztery razy ratowano mi życie, lekarze mówili, żeby nie spodziewać się cudów. Bardzo długo siedziałam w izolatce, nikt mnie nie mógł odwiedzać. Tylko raz na jakiś czas lekarze przychodzili zmieniać mi opatrunki, trzymali za ręce i nogi, a ja krzyczałam pomocy – opowiada Ada. Później, już po wyjściu ze szpitala, jeszcze długo bała się ludzi w białych ubraniach. Nie tylko ich. – Nie wiem, co mi zrobiła moja mama, nie pamiętam tego. Pytałam dziadka, mówił, że też nie wie. Ale nie wzięłam tego z kosmosu, coś na pewno mi musiała zrobić. Coś, co odpycha dziecko od rodzica. Inaczej bym tak na nią nie reagowała – mówi Ada. Tak, czyli: pędem lecieć do dziadka, paść na kolana, złożyć ręce jak do modlitwy, błagać „niech ona stąd idzie, nie chcę, żeby tu przychodziła, boję się”. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Zdrowie umysłu Good Sleep from Plants 60 kaps. wegański 45,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu Miralo Sen, Suplement na dobry sen, 20 kapsułek 20,99 zł Zdrowie umysłu, Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z głębokim skupieniem, 30 saszetek 139,00 zł Zdrowie umysłu Less Stress from Plants 60 kaps. wegański 60,00 zł 90,00 zł Zdrowie umysłu WIMIN Głębokie skupienie, 30 kaps. 79,00 zł – A co dziadek na to? – dopytuję. Ada: – Zmuszał mnie, mówił: to twoja mama, musisz być dla niej miła, ona cię kocha. Zachowywał się tak, jakby chciał wspierać moją miłość do niej i w ogóle naszą relację. Chociaż wiedział, że moja mama ma bardzo trudny charakter i nie dogadam się z nią na dłuższą metę. Że nikt się z nią nie dogada. I tak co tydzień, gdy tylko sylwetka matki zamajaczyła za furtką. Do szóstego roku życia Adą opiekowali się bowiem dziadkowie. Na co dzień mieszkali w domku nad morzem, Ada z nimi, bo jako „chorowitka” nie chciało przyjąć jej żadne przedszkole. Skutek dobry był taki, że chłonęła świeże powietrze, wdychała jod, a matkę, której tak się bała, widywała tylko w weekendy. Skutek nijaki – że przywoziła jej dużo niepotrzebnych rzeczy, prezentów, słodyczy. Nijaki, bo Adzie było to obojętne, byleby tylko matka jak najszybciej poszła spać. – Myślę, że w ten sposób chciała mi zrekompensować to, że jej przez cały tydzień nie ma. A ja czułam przesyt, miałam mnóstwo różnych dziwnych rzeczy, których wcale nie chciałam. Skutek zły – że w ogóle nie miała kontaktu z rówieśnikami, nie wiedziała, co to w praktyce gra w klasy, w gumę, plac zabaw. I że większość dzieci ma tatę. Tata to był temat tabu Ada wie, że jest z „wpadki”. Wie też, że nie była dzieckiem niekochanym, jej matka marzyła o macierzyństwie. – Problem w tym, że moja mama może i potrafi kochać, ale nie umie tego okazać. I bardziej zabiera niż daje. Przekonała się o tym, gdy zamieszkały razem na co dzień. Ada miała wtedy sześć lat, poszła do podstawówki. – Okazało się, że każde dziecko ma mamę i tatę. Ja wcześniej tego nie zauważyłam, bo nie miałam kontaktu z rówieśnikami. Któregoś dnia zapytałam mamę, gdzie jest mój tata. I powiedziałam, że też chcę mieć, jak inne dzieci. Matka wpadła wtedy w szał, zaczęła mnie straszyć, że jeśli jeszcze raz zapytam o ojca, to wyjmie pasek i mnie zleje. I że da mi takie leki na wyciszenie, po których już nigdy o nic nie zapytam – opowiada Ada. Pasek znała już wcześniej (parę razy oberwała, ale lekko, jako straszak, dla dyscypliny), o lekach usłyszała pierwszy raz. Jeszcze wtedy nie wiedziała, jak to się na niej odbije. – Do dziś mam lekofobię. Tabletka przeciwbólowa jeszcze przejdzie, ale z każdym innym lekiem mam problem. Muszę przeczytać kilka razy całą ulotkę, pięć razy zastanowić się, czy po nim nie umrę, antybiotyków w ogóle nie biorę, bo mam schizę – wyjaśnia Ada. Tłumaczenia, że przecież ludzie biorą leki, jak muszą, i nic się nie dzieje, nie działają. – Ten lęk jest u mnie tak silny, że nie jestem w stanie przełknąć tabletki. A jeśli już jakoś przełknę, to od razu serce mi wali, coś się ze mną dzieje. Reprymenda skutek miała jeszcze taki, że ojciec Ady przeszedł całkiem do lamusa. – Tata to był temat tabu. Nie miałam z nim w ogóle kontaktu, nie wiem, czy przychodził, czy dzwonił. Wiem, że mieliśmy zastrzeżony numer telefonu, kilkanaście razy go zmienialiśmy. Rozmawiałam o tym z babcią, ale niewiele wiedziała, gdy moja mama związała się z tatą, nie było jej wtedy w mieście – mówi Ada. Ze skrawków (i to mglistych) wspomnień złożyła sobie jedynie obraz przemocy domowej. – Moi rodzice rozstali się, gdy miałam około czterech lat. Pamiętam tylko, że wtedy i później bawiłam się lalkami po cichu. I że w tej zabawie zawsze ktoś kogoś bił po twarzy. Może dlatego jest w Adzie cień wyrozumiałości dla matki. Mówi: – Wiem, że swoje przeszła. Nie miała łatwego dzieciństwa, była w trzech małżeństwach, gdzie pojawiała się przemoc. Należałaby się jej porządna terapia, żeby doszła do porozumienia z samą sobą. Więcej jest jednak w niej żalu i niezrozumienia. Na przykład dla matczynych paranoi, które zniewalały Adę. – Nie mogłam wychodzić z domu, bo mama bała się, że ktoś do mnie podejdzie, wbije mi strzykawkę albo da narkotyki. Gdy zaczęłam sama chodzić do szkoły, śledziła mnie, widziałam nieraz, jak czai się za mną. Dla niej zagrożenie czyhało wszędzie. To dlatego matka podpuściła swojego brata, żeby zbliżył się do Ady i wybadał, co się u niej dzieje. Czyli, mówiąc wprost, żeby szpiegował. A gdy wujek przeszedł do kontrofensywy (bo zaprzyjaźnił się z Adą), matka postawiła sobie za cel, by zniszczyć tę znajomość. Dlatego codziennie, nawet gdy Ada była jeszcze smarkulą, miała 10-11 lat (od czwartej klasy podstawówki), po powrocie ze szkoły matka świeciła jej w oczy latarką i oskarżała: ćpałaś! Dlatego co weekend wywoziła ją do dziadków, setki kilometrów od domu. Żeby „nie wpadła w złe towarzystwo”. Tylko do pracy wolno jej było wychodzić, tam nie było żadnych zagrożeń. – Pracuję od 14. roku życia, zaczynałam jako hostessa. Zaczęło się od tego, że potrzebowałam nowych spodni. Matka stwierdziła: skończyłaś 14 lat, możesz iść i sobie sama zarobić. Tu jedynym problemem było to, żebym nie zarobiła za dużo, bo by w rozliczeniach księgowych musiała dopłacać zamiast dostać zwrot. – Miałaś jakieś kary? – pytam. – Nigdy nie padało takie określenie. Po prostu nie mogłam nigdzie wychodzić. Mam wrażenie, że całe życie z nią miałam jedną wielką karę. Nie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwa – Z moją mamą nie dało się nigdy o niczym porozmawiać, bo wszystko ją denerwuje – tłumaczy Ada. Gdy pytam, co konkretnie, Ada wylicza tak długo, że można by z tej listy upleść litanię Matki Polki Toksycznej. Introwertyczna, nie potrafi nawiązywać relacji, czasem próbuje, ale z marnym skutkiem, bo wtedy udaje kogoś innego. Po prostu nie lubi ludzi. Albo inaczej: niby lubi, ale na chwilę, każdy prędzej czy później (raczej prędzej) zaczyna ją drażnić. A wtedy się czepia. O co? O wszystko. Że w sobotę spała za długo, bo nikt jej nie obudził. Albo za krótko, bo ktoś ją obudził. Że ktoś krzywo na nią spojrzał. W ogóle spojrzał. Albo właśnie nie spojrzał. Że się nic nie mówi. Albo przeciwnie, niepytanym odzywa. Że telewizor gra za głośno. Za cicho. Że w ogóle jest włączony, jak nie powinien. Że na obiad jest mięso, a ona jednak nie je. Albo że w ogóle jest obiad, skoro ona się odchudza. Że Ada założyła spodnie. Albo spódnicę. Że do późna siedziała nad lekcjami. Albo że za krótko siedziała. Czyli: wiecznie niezadowolona. – Nie pamiętam, żeby moja mama była kiedykolwiek szczęśliwa. Miała momenty, kiedy wydawała się zadowolona. I zawsze się wtedy zastanawiałam, czy nie udaje – wspomina Ada. Dla jej matki szklanka jest zawsze do połowy pusta. A może nawet w ogóle jej nie ma, potłukła się w kolejnej awanturze. I Ada, jedyna córka, też jest niepełna. – Nigdy nie spełniałam jej oczekiwań, chociaż chciałam. Tylko że te oczekiwania ciągle się zmieniały. Starałam się odgadnąć, czego ode mnie chce danego dnia, bo to się zmieniało codziennie, ale nigdy mi się nie udawało. Awantura to wtedy kwestia czasu. – Moja matka tak się nakręcała, że chodziła przez godzinę po domu, trzaskała drzwiami i po prostu się darła, my siedzieliśmy jak myszki pod miotłą. Jak dziadkowie przyjeżdżali w odwiedziny i trafiali na awanturę, to dziadek gasił światło w kuchni i siedział po ciemku albo szedł na balkon i milczał, dopóki mama nie poszła spać. Babcia zamykała się w łazience i się modliła. A ja? Siedziałam w pokoju i czekałam, aż to się skończy. Albo szłam do babci do łazienki i udawałyśmy, że coś robimy, na przykład myjemy zęby. I płakałam, bo się bałam – opowiada Ada. I dodaje, że tak indywidualnie, wobec niej, matka największe awantury robiła wtedy, gdy przez jej ciągłe narzekanie choćby bezwiednie Ada przewróciła oczami czy westchnęła. – Do pewnego czasu nie rozumiałam, o co jej chodzi. Później zdałam sobie sprawę, że przez to po prostu nie lubię swojej mamy. – Nikt z was nie zapytał nigdy: o co ci, kobieto, chodzi? – Nie było i nie ma takich pytań. Gdybyś je zadała, zniszczyłaby cię psychicznie. A na końcu zrobiłaby z siebie ofiarę. Popłakałaby się i stwierdziła, że wszyscy jej nienawidzą. Nie czuję z matką żadnej więzi Przez pewien czas Ada chciała matce pomóc, bo „już nie dało się z nią żyć”. Pogadała ze znajomym psychologiem, poprosiła: „zobacz, co można z tym zrobić”. – Ale psycholog stwierdził, że mama się nie nadaje na tę chwilę do terapii, bo nie jest otwarta na zmianę. Uważa, że jest nieomylna, wręcz fantastyczna, to inni mają problem. Dzisiaj Ada sporadycznie rozmawia z matką przez telefon, zazwyczaj wtedy, gdy ta dzwoni, że czegoś potrzebuje. Przeważnie jednak rozmowa kończy się płaczem matki: „za co ty mnie tak nienawidzisz” lub rzuceniem przez nią słuchawki. Na żywo widują się dwa-trzy razy w roku. Na święta i z okazji dnia babci, bo nie chce, żeby jej córka ucierpiała na ich toksycznej relacji. – Ja sama nie czuję potrzeby, żeby się z nią zobaczyć. Nie czuję z nią żadnej więzi – wyjaśnia Ada. Ale i jej córce babcia dała się już we znaki. – Moja córka powiedziała mojej mamie w twarz, że się jej boi. Przyznaje też, że na długo przed tym, jak sama zaszła w ciążę, wyznaczyła sobie najważniejszy cel w życiu. – Nie być taka jak moja mama. Od podstawówki patrzyłam na nią i myślałam sobie: nigdy taka nie będę, nie będę się tak zachowywała, nie zrobię moim dzieciom tego, co ona mi zrobiła – wyjaśnia. Ada już od podstawówki brała bowiem środki na uspokojenie, w liceum dodatkowo sama zapisała się do psychologa. – Miałam stany lękowe, budziłam się w bezdechu w nocy, nie umiałam sobie poradzić z tym, jak bardzo się boję, gdy jest w pobliżu. Po prostu trzęsłam się wewnętrznie, bo ona była jak bomba, która lada moment wybuchnie – opowiada. Do dzisiaj Ada bardzo się pilnuje, żeby nie pójść w ślady matki. – Jak tylko widzę, że pojawia się u mnie cień zachowania takiego, jak u niej, robię odwrót o 180 stopni. Dzięki temu z każdej negatywnej sytuacji w moim życiu, a jest ich sporo, staram się wyciągać pozytywne wnioski, zupełnie inaczej niż moja mama. Mam po prostu obsesję na punkcie tego, żeby nie być taka jak ona. Teraz jej ta toksyczna relacja z matką już nie boli. Ani fizycznie, ani psychicznie. – Nie traktuję jej jako mamę, nawet u mnie w telefonie jest zapisana jakimś nic nieznaczącym szyfrem. Ale dalej strasznie się wstydzę przed światem, że mam taką matkę. Wymyśliła sobie, że cały świat sprzysiągł się przeciwko niej, że jest zły. A tak naprawdę to ona jest zła. Zobacz także

moja mama mnie nie kocha